wtorek, 18 lutego 2014

Chapter 1. "Skomplikowana przeszłość komplikuje dziś i jutro"

Proszę, pozostawcie po sobie chociażby kropkę, jeden, mały znak. :)

Przewertowałam z niezwykłą dla mnie delikatnością pozaginane strony mojego dawnego pamiętnika. Echo tamtych dni uderzyło we mnie falą mieszaniny uczuć i odbiło się nieprzyjemnym uczuciem bólu, jawiącym się na skroniach.  Uśmiechnęłam się gorzko w stronę kartek naznaczonych atramentem i szczęściem, którego nie doceniałam. Zastanawiam się, dlaczego to wszystko skończyło się tak nagle, tak podle wyrywając z mojego życia jego część, jakby pozbawiając mnie organu odpowiadającego za poprawne funkcjonowanie mojego organizmu. Czułam, jakby tlen, ten niby ofiarodawca życia, przeżera mnie od środka, konsumując mnie z tamtych dni i nie zostaje po mnie ślad. Przesunęłam palcami po papierze. Praktycznie namacalne były wspomnienia z tamtych dni. Zatrzymałam wzrok na notatce z trzydziestego czerwca tego roku. Mokrymi oczyma chłonęłam starannie kreślone litery, które teraz działały na mnie w dziwny, niedający się wyjaśnić sposób. Wciąż starałam się rozszyfrować klucz do całej tej układanki wspomnień. Grymas bólu zagościł na mojej twarzy, kiedy tekst urwał się słowami "tęsknię za nim". Nieprzespane noce dawały mi się we znaki. Ciężkie powieki opadały, zakrywając przekrwione oczy, dając im ukojenie. Ale przecież kiedyś trzeba je otworzyć, prawda? Trzeba otworzyć oczy na świat, na życie, na miłość. Na uczucie, którego słodki smak wymazał się z mojego jadłospisu. Czułam pustkę rozdzierającą mnie od środka, ból, który kaleczył mnie, moje zmysły, zostawiając na nich świeże rany, łagodzone przez spływającą po nich młodą krew. Podniosłam się i rozejrzałam się po pokoju, kierując się do drzwi. Cicho zeszłam po schodach, wyłożonych miękką tkaniną. Przed oczami zamajaczyła mi wysoka sylwetka mamy, która samą postawą przejawiała żal i współczucie. Uśmiechnęła się martwo w moją stronę.
-Witaj, kochanie.
Jako odpowiedź musiało wystarczyć jej pociągnięcie nosem i gorzki szloch. Podeszła do mnie, a jej opiekuńczość oplotła moje zmysły.
-Nie daję rady. Już nie daję ra... - Zaniosłam się głośniejszym płaczem, szkarłatnymi łzami mocząc jej szary podkoszulek.
-Spokojnie. - Miałam wrażenie, że tylko ona potrafi mnie teraz zrozumieć. Nie próbowała mnie pocieszyć, poradzić...po prostu tam była.
-Wyjdź gdzieś z Julie, dzwoniła przed chwilą. Oderwałam się od niej, patrząc zdziwiona.
-Kiedy? - Zapytałam, zachrypniętym głosem. -Niedawno. Masz, zadzwoń. - Wręczyła mi telefon, wciąż uśmiechając się delikatnie, odeszła w głąb kuchni.  Wybrałam numer i ruszyłam schodami na górę, by zyskać trochę prywatności. Odczekałam trzy sygnały, kiedy w końcu usłyszałam głos mojej przyjaciółki. -Halo? - Łagodny ton jej głosu ukoił nieznaczenie moje zmysły.
-Hej. - Rzuciłam, próbując nie brzmieć na zachrypniętą.
-Linn! Jak się czujesz? Boże, co się z tobą dzieje? -Zasypała mnie pytaniami, na które nawet nie miałam możności odpowiedzieć.
-Jest ze mną ok. -Skłamałam lekko, mając nadzieję, że to stwierdzenie odwłóczy wszelkie inne zapytania, co do mojego stanu.
-Słuchaj, chcesz gdzieś wyjść? -Łudziłam się, że to pomoże mi, choć na chwilę, zapomnieć o zdarzeniach ostatnich miesięcy.
-Lian, ja... - Zaczęła, gubiąc się w swoich słowach.
-Jeśli nie możesz, powiedz, przecież nic się nie stanie. -Powiedziałam zupełnie szczerze.

-Nie dzisiaj, moi rodzice... są trochę źli, wolę im nie dawać kolejnych powodów do naskakiwania na mnie. - Wyrzuciła z siebie jednym tchem. To dziwne, ale w tamtej chwili naprawdę chciałam móc zamienić z nią miejscami i mieć takie problemy, jak ona.  Przesunęłam palcami po jeansach, opuszkami wyczuwając ich fakturę.
-Nic się nie dzieje.
-Linn, jesteś pewna? - Zapytała  z obawą w głosie.

-Jasne, wyjdę sama, to chyba lepszy pomysł, niż siedzenie w domu i schodzenie na dół tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebuję.
-Powiedziałam, próbując ją uspokoić.

-Przepraszam cię, muszę kończyć, kocham cię.
-Ja ciebie też.
Rozłączyła się, a głucha cisza wypełniła pomieszczenie. Nie mogę dać się zniszczyć. Nie jemu.



Pchnęłam masywne drzwi lokalu i moim oczom ukazał się przyjemny, ciemny wystrój baru.  Nie do końca wiem, po co tu przyszłam, miałam jednak nadzieję, że w huku i hałasie zgubię siebie i swoje myśli. Ruszyłam do lady, po drodze rozglądając się po stolikach i po twarzach nielicznych postaci, których nie mogłam skojarzyć.  Zastanowiłam się, czy aby w tym całym amoku myśli przez przypadek nie trafiłam do innego miejsca, niż zamierzałam. Zignorowałam to i zajęłam stołek nieopodal młodego mężczyzny. Spojrzał na mnie uważnie, lustrując wzrokiem od góry do dołu i powrócił wzrokiem na swoją szklankę wypełnioną kolorową cieczą.  Zaczęłam bawić się palcami, gdy nagle spostrzegłam Toma uśmiechającego się uroczo w moim kierunku.
-Hej, kochana. Co dzisiaj pijemy? - Zapytał, a jego słowa rozlały się przyjemnym ciepłem na mojej duszy. Mimowolnie odwzajemniłam jego gest.
-Coś niezawierającego alkoholu. - Powiedziałam. Uwierz, ostatnią rzeczą, którą chciałam wtedy zrobić, było zataczanie się do domu.
-Grzecznie. -Powiedział, a jego perlisty śmiech dotarł do moich uszu. Odszedł od lady w poszukiwaniu czegoś, co sprostało by mojemu zamówieniu. Oparłam łokcie na zimnym blacie, bez sensu wpatrując się w wielki, neonowy napis  wiszący nad równo poustawianymi napojami. Lubię to miejsce, jest klimatyczne, dziwnie wyciszające, pomimo panującego tu huku. Miałam wrażenie, że ktoś uważnie mi się przygląda. Odwróciłam szybko głowę, a moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem chłopaka siedzącego obok. Brązowe oczy świdrowały mnie na wylot z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. Speszyłam się i ponownie odkręciłam głowę w kierunku baru.
-Ładną mamy pogodę, nie uważasz? - Usłyszałam jego głos. Idealny temat na pierwszą rozmowę.
-Bardzo. - Odpowiedziałam z półuśmiechem, próbując ukryć zażenowanie.
-Ok, pierwszą rozmowę mamy za sobą. - Powiedział, po czym podniósł cicho swój stołek, stawiając go tuż obok mojego. - Więc,  jak ci na imię? - Spojrzałam ponownie na chłopaka. Jego ciemne, spiżowe włosy oplatały twarz, czekoladowe tęczówki tchnięte były werwą i życiem, ust wygięte w uroczym uśmiechu dopełniały kwintesencji jego słodkości. Nie potrafiłam potrzymać uśmiechu, wpełzającego na mą twarz.
-Linn. - Odparłam, wciąż powiększając swój uśmiech. - Twoja kolej.
-Bradley. Nie wiem, czy potrafię sobie sam odpowiedzieć na to tendencyjne pytanie, bowiem moja wysublimowana delikatność, połączona z niezaprzeczalnym wdziękiem i urokiem osobistym oraz nietuzinkowa elokwencja i erudycja oraz niebanalne poczucie humoru, mogłoby wywołać u audytorium syndrom zaniemówienia, a tego chciałbym uniknąć. Kwintesencją mojej wypowiedzi niech będzie fakt, iż wynik dzisiejszej uroczystości nie będzie miał wpływu na pozytywną aurę otaczającą nas i moje wyśmienite samopoczucie, ale czy dane mi będzie się dowiedzieć, co sprawiło, że siedzisz smutna? - Wypowiedział jednym tchem, puszczając oczko w moją stronę. Poczułam się, jakbym cierpiała na ambiwalencję. Zaintrygował mnie do tego stopnia, że miałam ochotę rozmawiać z nim długimi godzinami.
-Tak, twoja erudycja zrobiła na mnie wrażenie. Skromność również. -Rzuciłam zadziornie w jego stronę, jedną ręką odbierając zamówienie, uprzednio podziękowawszy, od Toma.
-Urok osobisty. Ja staram się dla ciebie zwalczyć moją kaligynefobię, postaraj się dla mnie zwalczyć swój opór. - Uśmiechnął się perliście.
- Naprawdę cierpisz na to schorzenie? - Zapytałam zdziwiona. - Cóż, głównym i jedynym powodem jest coś, a raczej ktoś, o kim myślenie staram się sobie darować. Jego pejoratywna osobowość oddziaływuje na mnie niekorzystnie. - Odparłam, spoglądając w oczy nowopoznanemu mężczyźnie, który na oko miał tyle lat co ja. Uśmiech zadowolenia wypłynął na jego twarz po słowach, które usłyszał z moich ust. -Kochałeś kiedyś tak mocno, że już nawet nie można tego nazwać uczuciem, tylko bólem? - Zagadnęłam.
-Bo to raz... - Spuścił wzrok, doszukując się czegoś w swoich butach. Wydawał się być uroczy.
-Więc potrafisz mnie zrozumieć. - Upiłam łyk słodkiego napoju, który wybrał dla mnie Tom. Próbowałam odgadnąć , czym właściwie był. Puściłam to jednak w niepamięć, bo smakował dość przyzwoicie. Złapałam jego zaciekawione spojrzenie, kiedy ukradkiem przyglądał się Bradley'owi. Uspokoiłam go uśmiechem i powróciłam do rozmowy. 
-Boże, uwielbiam tę piosenkę...- Wypsnęło się cicho z moich ust, kiedy zaczarowana wsłuchiwałam się w cichą melodię wypływającą się z głośników.
-Kings of Leon... - Spojrzałam zdziwiona. Posłał mi zadziorne spojrzenie. Odchrząknęłam delikatnie i spuściłam wzrok. Poczułam dziwne ciepło wylewające się w moim brzuchu, znaczące się gorącem na policzkach.
-Chciałbym cię bliżej poznać. - Przyglądał mi się z zaciekawieniem widocznym w rysach jego twarzy.  Odpowiedziałam uśmiechem, jego raz spoglądając na niego.
Potem rzeczy potoczyły się dość szybko. Kolejna wymiana zdań, kilka godzin spędzonych na drewnianych stołkach.
-Przepraszam, ale... - Ujął moją rękę, przybliżając się do mnie. Wyczułam ciepło jego ciała, jego czerwona koszula delikatnie opadała na mój brzuch. Gorący oddech palił moją szyję, gdy w końcu złączył nasze usta w pocałunku. Faktura jego ust, ich miękkość, delikatność, przyprawiały mnie o obłęd. Przeniósł swoje dłonie na moje biodro, podczas gdy moje instynktownie powędrowały w jego włosy. Zaczepiłam o nie długimi palcami, figlarnie zakręcając pojedyncze kosmyki wokół kończyn. Oderwałam się od jego ust, swoim nosem zahaczając o jego, uśmiechając się w przypływie przyjemności. Spojrzałam w jego śmiejące się oczy.
-Przepraszam, ale musiałem. - Dokończył wcześniej zaczęte zdanie. Zaśmiałam się nerwowo, kierując swe spojrzenie na zegar wiszący nad jego prawym ramieniem. Cholera, 22:46.
-Boże, przepraszam cię, muszę iść. - W pośpiechu zabrałam swój płaszcz i torebkę, przewiesiłam ją przez ramię, płacąc w tej samej chwili za mój napój. - Naprawdę przepraszam. Przyjdź tu jutro o 18:00. - Rzuciłam przez ramię, wybiegając pędem z lokalu. Nie spostrzegłam nawet, kiedy pomieszczenie opustoszało. Nic dziwnego.  Jakim cudem zasiedziałam się tu 4 godziny? Przeklęłam się w myślach i szybkim krokiem skierowałam się w stronę domu.  Nie widziałam miny chłopaka, mogłam jednak przysiąc, że wciąż stoi tam oszołomiony. Co ja właśnie zrobiłam...?

Finally! Długo, tak, wiem. :) Piszcie, co sądzicie, bo dzięki Waszym komentarzom mam większą motywację do dodawania wcześniej rozdziałów. :) Dziękuję Wam za przeczytanie! :)

11 komentarzy:

  1. Mega. <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W
    S
    P
    A
    N
    I
    A
    Ł
    E <3

    OdpowiedzUsuń
  3. genialne, kocham to <333

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowne *O* chce nexta, teraz :D mam prośbę, mogłabyś zmienić kolor czcionki? źle się czyta bo miesza się z tłem.. poza tym jest genialnie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aw, dziękuję Tobie i wszystkim za komentarze. :)
      +czcionka zmieniona, mam nadzieję że już jest o.k :)

      Usuń
  5. Czekam z niecierpliwością na next'a.
    <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne opowiadanie zapraszam na mój blog www.opowiadanieothevamps.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. miło się czyta. ;) będę miała Twojego bloga na oku.
    http://gleboki-oddech.blogspot.com/

    *Kings of Leon

    OdpowiedzUsuń
  8. piękne! Używasz tak ciekawych i oryginalnych określeń, że niektóre musiałam sprawdzać na Wikipedii :)
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. ~ świetnie się czyta ;) naprawdę super rozdział x

    OdpowiedzUsuń